Proszę czekać,
trwa ładowanie danych.

Diet map



Środa, 24 czerwca 2015 | 22:25:13 Co się dzieje ?
Dzisiaj, z uwagi na uroczystość, na którą zostałam zaproszona, ubrałam niebieską sukienkę, którą kupiłam dwa czy trzy lata temu na wesele kuzyna. I doznałam szoku.
Wiedziałam, że jest mnie więcej więc spodziewałąm się, że będzie obcisła. Ale ona nie tylko była obcisła. JA NIE UMIAŁAM W NIEJ USIĄŚĆ ani wykonać ruchó typu schylanie.
SZOK, po prostu szok. Wniosek z tego jest taki, że jest mnie więcej niż trzy lata temu na weselu kuzyna, ktore to wesele jest dla mnie swojego rodzaju punktem odniesienia jesli chodzi o wagę. Wtedy było żle, i od tamtego momentu już zawsze porównywałąm że nie chciałabym, żeby było ponownie tak zle.
A JEST JESZCZE GORZEJ.

ZAŁAMANIE.

Jakoś w niej wytrzymałam na wciągniętym brzuchu. NAwet udało mi się uczestniczyć w kilku wesołych konkurencjach, było zresztą niezmiernie przyjemnie i wesoło.
Zjadłam mały kawałek sernika,a potem pół kotleta z piersi kurczaka (obrałam go z panierki) , trochę sałątki i dosłownie kilka frytek. I nie to, żebym sobie jakoś szczególnie odmawiała, zupełnie nie. Zjadłam ze smakiem i odłożyłąm sztućce wiedząc, że po prostu zwyczajnie więcej już nie chcę. Fajnie jest czuć, że nie jest się przejedzonym, bardzo nowe uczucie dla takiego łąsucha i obżarciucha jak ja.
Miałam wrażenie, że dostarczyłam sobie paliwa w sensie fizycznym, że ta czynność jedzenia była zupełnie fizyczna, nie mentalna.

Ale jest tragicznie.
Wazę obecnie 68,8. Więcej niż przed półtora tygodnia.
DOdatkowo, ta sukienka dała mi do wiwatu.

NO coż, trzeba wierzyć, że jeśli tylko się nie poddam, to któregoś dnia ta sukienka mi przypomni jak wyglądało kiedyś moje ciało.
Pozostaje mi jedynie jeszcze bardziej sie starac, jeszcze silniej trwać w przekonaniu, że dobrze, że się obudziłam z tego letargu, bo przecież lepiej póżno niż wcale.

To jest naprawę jakiś matrix.
Co wejdę na wagę, to szok i niedowierzanie.
Te 68 ciągle nie może mi się pomieścić w głowie.
Czy tak już zostanie na zawsze?

Czy ja już NIGDY nie schudnę????

:(((((

Podobne uczucie miałam w szpitalu. Ze to jest jakiś kosmos, matrix, że utknęłam gdzieś i nigdy już się stamtąd nie wydostanę.
A dzień wyjścia, to był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. I nigdy nie zapomnę tego uczucia wolności. To uczucie było magiczne i niezwykłe.

Więc pocieszam się, że nie ma sytuacji bez wyjścia. I że wszystko mija, nawet najdłuższa żmija.