Proszę czekać,
trwa ładowanie danych.

Diet map



Wtorek, 23 czerwca 2015 | 17:26:08 Zaczynam cwiczyc
Nadszedł czas na kolejny etap.
Ćwiczenia.
Długo zwlekałam, coiągałam się i szukałam tysiąca wymówek, żeby tylko nie ćwiczyć. Tłumaczyłam sobie, że przecież jeżdzę z Julką na rowerze, czasem pojeżdzę na stacjonarnym, no więc się ruszam.
A przecież dobrze wiem, że taki rodzaj ruchu to zupełnie inna bajka niż ćwiczenia, ukierunkowane na konkretny cel.Cwiczenia z moimi ukochanymi Kelly i Danielem z Fitness Blender, ukierunkowane na spalanie kalorii, ćwiczenia cardio i wzmacnające konkretne partie mięśni, to jest to, czego mi brakuje a bez czego nie mam nawet co marzyć o jakiejkolwiek utracie wagi.
Takie przejażdzki rowerowe to możę byc jedynie miły dodatek ale wiem, że bez ćwiczeń, codziennego kardio strenght się nie obejdzie i nic nie ruszy.
Dzisiaj ważyłam się po jedzeniu i waga znów pokazała 68,4. Niech to szlag trafi, co jest. Przecież to niemożliwe. NIC , nic kompletnie nic. Koleżanka, na diecie 1000 kc ma już 5 kilo mniej ,a ja, no dobra, nie trzymam się kurczowo przepisów ale wyrabiam się spokojnie w granicach 1000-1200 kcal i NIC, zero, null, ani grama mniej.
Wściekłam się więc dziś i powiedziałąm sobie, basta. Nie ma wymówki.
Dopóki nie ruszę tej ************8 NIC nie ma prawa się zmienić. Takie są fakty.
Samo zmniejszenie podażu kalorycznego najwyrażniej się u mnie nie sprawdza.
No bo przecież tak: nie jem słodyczy (serio, nie jem, NIC, nie tknęłam od dwóch tygodni ani jednego ptasiego mleczka, tak się zawzięłam), nie dosypuję cukru ani do kawy ani do herbaty, jem śniadania, nie najadam się wieczorami, raczej jak idę spać to czuję ssanie w żołądku, ale mam na tyle silnej woli (ktora wynika naprawdę jedynie z własnego odbicia w lustrze) że mówię sobie NIE, myję zęby, i nie jem.
Dalej, jem warzywa, owoce, jem mniejsze porcje..
I NIC.
Codziennie się ważę, i co, psińco.
Jak zaczynałam z 68 tak dalej jest 68.

Więc albo coś robię żle, albo coś jest ze mną nie tak.