Proszę czekać,
trwa ładowanie danych.

Diet map



Poniedziałek, 22 czerwca 2015 | 22:37:31 Zmiana
Dziś chcę zostawić tutaj ślad moich dzisiejszych przemyśleń dotyczących zmany nawyków żywieniowych, oraz podzielić się ( nie bardzo wiem z kim, bo tak nikt nie czyta i nie będzie tego bloga) obserwacjami.
Po pierwsze, chociaż waga nie drgnęła ani grama, zauważyłam pierwszy, bardzo korzystny i pozytywnie mnie nastrajający symptom- tzw. skurczenie żołądka. To jest tn fajny moment, kiedy minął pierwszy tydzień walki z pokusami, chęci na "coś", i zaczyna się okres spokojnej stabilizacji.
Mam odczucie spokoju w zołądku, a ponieważ , jestem o tym święcie przekonana- zółądek to nasz drugi móżg- mam również poczucie większego spokoju w sobie, w umyśle i w sercu. I choć może to nie brzmi wiarygodnie, ale przerabiałąm to już wielokrotnie- spokojne ciało, to spokojny duch.
Ubiegłę dwa tygodnie to była trochę taka walka, czułam jakbym miała opuścić jakieśbezpieczne, znane mi miejsce...Jakby moja Towarzyszka P próbowałą mnie odweść od tego planu, bo przecież jedzenie było ( znowu) tak dobrym, znanym i sprawdzonym pocieszaczem...A tu nagle co, ma się skończyć wieczorne zajadanie smutkow? Ma się skończyć ten rozkoszny smak słodyczy, wafelków, ptasich mleczek, batoników?? KE??
O nie, mamo, ja nie dam rady...

I tu chcę powiedzieć o czyms takim jak uzależnienie psychiczne.
Minał tydzień.
I co, dałam radę bez słodyczy, dałam rade bez cukru w kawie i herbacie.
Kwestia kilkunastu dni i naprawdę do wszytkiego można się przyzwyczaic.
Bo jedzenie, tak naprawę to czyność wysoce PSYCHICZNA. A przynajmniej myśmy ją taką uczynili.
NAsi przodkowie, walcząć o przetrwanie, dostarczali sobie poporzez pożywienie jedynie środków koniecznych do życia. Nie piekli ciast z kremem i galaretką. Nie biesiadowali przy grilu smakując coraz to nowych rozkoszy podniebienia.
Nie. Oni tylko jedli zeby przeżyc.
A my, ludzie nowocześni, tacy jestesmy oczytani, tacy mądrzy a z jedzenia zrobilismy sobie czynność rekompencującą nam braki. Jakie? Różne. Najczęściej emocjonalne.
Ze mną też tak było. Pewnie nieraz jeszcze będzie.
Ale chcę powiedzieć, ze ten tydzien to był czas uświadamiania sobie, że jedzenie tak naprawdę nie musi mi służyc jako zapychacz, pocieszacz.
Ze nie potrzebuję cukru, soli, że nie muszę podjadac miedzy posiłkami.
Ze jedzenie moze byc Srodkiem a nie Celem.

Takie to proste, a takie cholernie trudne.

No i w związku z tym, jem mniej, bo najpierw się zawzięłam ( do ciezkiej anielki, jak dlugo będę tak wyglądać) a teraz po tym zawzięciu to już mój zólądek przyjmuje mniej pokarmu. Czuję zwyczajnie, że już dość.
Jak ja sobie czasem przypomnę, jakie ilości jedzenia potrafiłam w siebie wrzucić, to ogarnia mnie przerażenie.
Wiem przecież, że żołądek ma wielkość dwóch ściśniętych pięści.
A ja potrafiłam do niego wrzucić, za jednym posiedzeniem zawartość połowy lodówki.

A teraz mam tego konsekwencje.
I wcale nie jest tak pięknie jak myślałam że będzie.
Ech, schudnę szybko, jak tylko zacznę jesc mniej.
Guzik.
TO cięzka praca, mnóstwo wyrzeczeń, walka ze sobą a przedewszystkim, tłumacznie swojemu durnemu umysłowi , ze POWIEDZIAŁAM NIE, nie dotykaj tych ciastek , słyszysz??

Dlaczego przytyć było tak okrutnie prosto, a sshudnąć jest tak okrutnie TRUDNO ???