Proszę czekać,
trwa ładowanie danych.

Diet map





Czwartek, 25 lipca 2019 | 19:55:03 Jak sobie radzę?
Cześć.
Różnie bywa, ale powolutku, drobnymi kroczkami staram się dojść do celu.
W czerwcu zdiagnozowano u mnie następną jednostkę chorobową (obok wieńcówki i Hashimoto) - cukrzycę 2.
Zastanawiam się czy nie powinnam zmienić diety na cukrzycową?

Lato jest porą roku, kiedy czuję się najlepiej. Siły opadają stosownie do wieku, jednak nawet przy gorączkach lepiej mi się oddycha, łatwiej uśmiecha i częściej spaceruje, chociażby na zakupach (niespiesznie). Ale właściwie nic nie wiem o cukrzycy 2. Nie wiem na co powinnam uważać? Staram się trzymać dietę o niskim IG, grzecznie łykam 2 x dziennie Metformax 500. Czy powinnam wiedzieć o czymś jeszcze? Na co uważać?

Czwartek, 20 czerwca 2019 | 11:42:51 Jak sobie radzę?
Cześć!
Po przerwie znów jestem z Wami. Problemy ze zdrowiem to nie żarty. Do Hashimoto i hipoglikemii, z czasem zaczęły się problemy z hiperglikemią. Było wiadome od kilku lat, że wszystko idzie w tym kierunku. Zatem od września ubiegłego roku odstawiłam węglowodany (słodyczy nie jadam, słodkich napojów nie pijam, okazyjnie placek lub tort urodzinowy/ślubny popełnię w ilości jednego kawałka), które w niewielkich ilościach podbijały mi cukier. Pomyślałam, że sama się z tym uporam, bo wiem jak. Przeszłam na żywienie optymalne i było dobrze. Któregoś dnia wybrałam się na badanie krwi i wyszła podwyższona na czczo glukoza. Doktórka rodzinna uparła się na krzywą cukrową i wyszło, że moja trzustka nie radzi sobie z wypitą glukozą. Skierowanie do diabetologa z podejrzeniem cutkrzycy 2. Diabetolożka wysłuchała historii o moich już dziesięcioletnich zmaganiach z różnymi poziomami cukru, zapisała tabletki na poprawienie metabolizmu i nakazała bezwzględną wizytę u dietetyka. Pani dietetyk oznajmiła, że mam uśpiony metabolizm i trzeba go obudzić. No to budzimy, jak widać na załączonym zdjęciu. Z jednym tylko "ale" - to tost z bułki pszennej. Raz w tygodniu zjadam pszenną bułkę na drugie śniadanie. Codziennie na pierwsze śniadanie mam koktajl owocowy z chia, migdałami lub płatkami owsianymi. Musze jeść całe mnóstwo warzyw. No to jem. Diabetolożka powiedziała, że na moim talerzu z potrawami w połowie muszą być warzywa.

Dziaiaj mam na pieczywie pastę jajeczną, od gospodarza biały ser z awokado oraz seler naciowy, paprykę żółtą, pomidor i ogórek małosolny - skropione olejem lnianym Budwigowym i odrobiną cytryny. Własnoręcznie zrobiony chłodnik. Porcje są tak duże, że czasami nie daję im rady.

Oczywiście nie ma tego tutaj, w moim rozkładzie dnia, ale to nic. Chodzi o to, bym nauczyła się pewnych zasad, a odchudzać się będę za jakiś czas. Póki co, korzystam też z tutejszych przepisów.

Cieszę się, że znów jestem tutaj. To jak powrót do znanego miejsca, w którym kąty są te same, tylko niektórzy lokatorzy się zmieniają :)



Niedziela, 31 grudnia 2017 | 20:59:11 Pomyślności w Nowym 2018 Roku
Wszystkim życzę sukcesów i spełnienia marzeń, zwłaszcza dietetycznych.
Sobota, 30 grudnia 2017 | 11:35:07 Lata nawyków
Po świętach wzięłam się całkiem ostro za odchudzanie. Zrzuciłam 1 kg. Jestem z siebie dumna, że tak szybko i jest tego mały efekt. Największy mój problem to efekt "jojo". Mam go za każdym razem. Sprężam się do diety na kilka miesięcy a potem wracam do starych nawyków. W końcu przeszło 40 lat nawyków nie da się zapomnieć i odstawić w kąt. Jedna pozytywna sprawa - dzięki dietom nie mam już tak często apetytu na kiełbasę, grzaną parówkę. Jakoś tak przeszło mi. Samo.

Co jest dla mnie najtrudniejsze? Jogurty, kefiry itp. Nie przepadam za nimi. W ogóle od dziecka nie za bardzo lubię produkty mleczne. No jeszcze sery ujdą, ale mleko odpada. Jogurty i kefiry czasami przyjmuję, ale tylko naturalne z dodatkiem orzechów, słonecznika i prażonej jaglanki. Owoce jem tylko surowe, dlatego jaglankję gotowaną z owocami jem jako kaszę gotowaną a owoce wkrojone świeże. Przyznaję, nie lubiłam tego za bardzo do czasu, gdy odkryłam mleko kokosowe w proszku. tego w puszce nigdy nie zdąrzyłam zużyć i wylewałam połowę. Bez sensu! Dlatego gotuję kaszę jaglaną na mleku kokosowym wykonanym z proszku, dodaję pół pomarańcza, posypuję orzechami i mam dobre danie. Musiałam odnaleźć własną metodę na przygotowanie tego posiłku. Teraz jest dobrze.

Dzisiaj spałam dłuuugo, więc wczesny posiłek odchodzi. Na śniadanie zjadłam galart. Na obiad spróbuję zrobić klopsiki z kaszy gryczanej z serem. Następnym przepisem jaki dodam będą ukraińskie gryczanki. Robiłam z mięsem mielonym, ale można też bez niego. Będą mniej kaloryczne i równie smaczne.
Środa, 27 grudnia 2017 | 20:10:39 Moje słabości
Każdy je ma! Nie tylko ja :)

Ostatnio uwielbiam galart z kurczaka i indyka. Mieszam mięsa, bo lepszy rosół wychodzi. Także liczne zupy jarzynowe gładko mi wchodzą. Zwłaszcza wieczorem, zamiast kolacji mam apetyt na 200-250 ml jarzynowej na rosole lub na kostce bulionowej - ile to kcal? Przytznaję się - czasami gotuję zupy z gotowych mrożonek.
Moje porcje z galarcików mają około 200 g. Jest tam gotowana marchewka i zielona pietruszka. Ile to może być kcal? Nie mam galartu w moim menu, czy jest szansa na to, by się pojawił?

Moja koleżanka z Ukrainy podała mi przepis na pyszne gryczanki. To klopsy (bez panierki, smażone na oleju lub zapiekane w piekarniku) z ugotowanej kaszy gryczanej ze smażoną startą marchewką, pokrojoną w kostkę cebulką i czosnkiem. W to dodaje się podsmażone mięso mielone, jajo surowe i trochę mąki (daję kukurydzianą lub płatki górskie bezglutenowe). Na pewno kaloryczne są te kotleciki, ale jakże pyszne! Myślę, że wersja bez mięsa mielonego też będzie mi smakować. Wypróbuję w sobotę.

Czy moje prośby z galartem są do spełnienia, czy może są przeciwskazania?
Środa, 27 grudnia 2017 | 06:26:12 Zrzucę, czy nie zrzucę? - oto jest pytanie!
Dzisiaj zaczęłam od omleta z papryką i zieloną pietruszką. Chleb gryczany nadal sama sobie piekę, sporadycznie kupuję gotowy. Na drugie śniadanie wrzuciłam porcję gotowanej piersi z kurczaka, bo nie znalazłam galartu z kurczaka i indyka z marchewką i zieloną pietruszką. Ma około 150 g. Do obiadu została mi ryba po grecku ze świąt (na oliwie z oliwek podsmażam i duszę cebulę i paprykę, dodaję ketchup i zalewam duszoną mirunę. Kawałek ma około 200-250 g. Potem jaglanka na mleku kokosowym z połową pomarańczy, a na kolację pomidor i chleb gryczany. Jeśli nie dostanę pomidora, albo będą nieapetyczne, wypiję sok pomidorowy 200 ml.
Piątek, 15 grudnia 2017 | 10:02:48 Koniec z ociąganiem się!
Mija czas inwentur, więc więcej siły i czasu na przygotowanie posiłków i zakupy niezbędnych produktów. Zwarta i gotowa postaram się zrzucić zbędne kilogramy, bo na razie przybieram i nie mogę zrzucić. Nie będę ukrywać, że liczne pierniczki pomagają w zdobywaniu, nie w gubieniu. Ale jestem dobrej myśli!

Witajcie na powrót jaglanki, gryczana kaszo warzywka gotowane i soczewico:)

Zmieniłam w październiku pracę, mam bliżej i szybciej kończę, więc mam całe popołudnie! To mnie nastraja optymistycznie i wierzę, że dieta ma teraz sens. Moja Hashiszka musi mi ustąpić, uspokoić hormony. Menopauza też musi się uspokoić, bo w przeciwnym razie będzie ciężko. Może macie jakieś dobre rady, by wspomóc mój optymizm i przekuć w czyn?
Niedziela, 18 czerwca 2017 | 16:36:23 Z powrotem na diecie Hashimoto
Wracam do pierwszej diety sprzed roku. Sprawdziła się. Po zimie i problemach rodzinnych przybrałam 3 kg. Muszę to szybko zrzucić i potem jeszcze dodatkowe kilogramy. Obym się wyrobiła do jesieni, bo potem znów może być ciężko - mnóstwo pracy, stres, zmęczenie są powodem do podjadania różnych dziwnych smakołyków, typu słone paluszki i precelki.
Środa, 7 czerwca 2017 | 21:42:22 Kokosowe odkrycie
Wczoraj dokonałam ważnego odkrycia! Jaglanka zaczęła mi smakować! Poczyniłam pewną modyfikację - dodałam do kaszy jaglanej mleko kokosowe, odrobinę, dla smaku. No to jest pyszne! Posypałam krojoną nektarynką, kilkoma borówkami, malinami i truskawkami, żurawiną i słonecznikiem. porcja mała, ale syta. Najadłam się tym na drugie śniadanie o 9.00. Na podwieczorek miałam koktajl z malin, borówek i truskawek z woda kokosową. Poczytałam trochę i wzięłam się za egzotyczne dla mnie nowinki

Na dziś miałam gulasz warzywny (marchew, seler, por, cebula, czosnek, listki bazylii, cukinia, kilka pieczarek + koncentrat pomidorowy) z bezglutenowym sosem Tamari. Pyszne i nie musiałam potrawy solić, tylko dodałam chili w proszku. Lubię wyraziste smaki, ale staram się ograniczać sól, bo są potrawy, których bez soli absolutnie nie ruszę (pomidory i zielony ogórek z cebulką, mizeria) Do gulaszu warzywnego miałam kawałek pieczonej piersi z indyka. Pychotka!

Sobota, 3 czerwca 2017 | 07:54:39 Po przejściach...
Wracam do Was po dłuuugiej przerwie. Trochę życiowych problemów i zajechanie w pracy nie pozwoliło mi na pilnowanie wagi i przepisów. Miałam 73 kg (z 78 kg) a teraz mam 75 kg. Nie jest źle, ale mogło by być lepiej. Wracam do żywych (byłam jak zombi). Dietę Hashimoto zmieniłam na bezglutenową, ale nie wiem, czy znów nie wróce na Hashimoto. To zależy od mojego samopoczucia.

Chętnie wracam do pieczonego schabu, nadziewanej mielonym papryki, pasty paprykowej, chrupkiego chleba. Zamiast okonia chętniej zjem karmazyna, ale to morska ryba, więc nie za często. Zatem zamiast okonia wolę sandacza.

Po domu rozchodzi się zapach pieczonego fileta z indyka. Najpierw potraktowałam go zalewą, a po 12 godzinach dochodzi sobie w żeliwnym naczyniu w piekarniku. Mniam!
Sobota, 22 października 2016 | 09:38:07 No i stało się...
...przyjechały polskie kiełbasy (surowe, wędzone) i kaszanka. Wszystko pachnące, powodujące ślinotok niekontrolowany. Cały dom pachnie! Nie da się obejść bez skosztowania. No to kosztuję. Wiele razy, bo szybko zapominam smak tych pyszności.



Z tym zapominaniem - mam skierowanie do neurologa. Mam też lekkie zawroty głowy, ale to od nowych 22'' monitorów w pracy. Wszystko mi się przelewa. Niech lekarz się wypowie i wystawi zaświadczenie. Będę walczyć o przywrócenie mi monitorów sprzed 10 lat. Dobrze mi się na nich pracowało. Albo niech mi postawią nowe, ale w kwadracie i mniejsze. Nie chciałam tych wielkich.



Rano miałam apetyt na omlet z papryką i pietruszką. Zdjęcie pokazuje. Do tego chleb (własnego rękodzielnictwa) i szynka wieprzowa, ale bez tluszczu. Trzyma mnie.


Dzisiaj będę na recitalu Bajora. Dostałam wejściówkę na imprezę zamkniętą z okazji 65-lecia Biblioteki. Jakiś bukiet kwiatów należy skombinować! Może też czekoladki?
Środa, 12 października 2016 | 20:48:49 Pasta z cieciorki
Dzisiaj w składzie zauważyłam nowość. Na pewno to żadna nowość, ale w składzie wiejskim, każdy produkt będący nowością w mieście kilka miesięcy wcześniej, jest nowością wiejską. Skąd wiem, że to nowość na wsi? Bo zalega na półkach i wszyscy o to pytają, ale boją się kupić i spróbować, bo to takie cuda-niewidy. To ciecierzyca, sałatka z pstrągiem wędzonym. Ekspedientka patrzyła na mnie jak na dziwadło, ona by czegoś takiego nie kupiła - jej sprawa, nie wie, co traci. Wiem, pasta wykonana samemu jest zdrowsza, ale czasami jest tak, że no nie ma czasu, a jeść trzeba. W domu otwarłam wieczko, spróbowałam i... omal nie wtrząchnęłam całego opakowania! No pychotka! Chyba zostanę smakoszką i jak znam życie - sama wykupię cały towar z półki, a ekspedientki dalej będą się pukać po czole. Niech im na zdrowie! Może im czegoś tam przybędzie ;-)

Wcześniej pisałam, że w składzie wiejskim dostałam awokado. Tak, to było pierwszy i ostatni raz. Tubylcy macali, oglądali pod światlo, wąchali - aż to, czego nie kupiłam zwiędła, zeschło, i już po sprawie. Nie kupili, nie spróbowali. Takie to ludzie!


Waga stoi niewzruszenie - i na szczęście! Nie chcę, by szła w górę. Zbiorę się w sobie, jak już poukładam sobie z lekarzami, diagnozami i wydaniem książki. Wtedy przyjdzie czas na dalszą walkę i zrzucanie kilogramów. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Ale w końcu przychodzi.
Sobota, 8 października 2016 | 10:19:37 P.S.
Kiedy widzę na obiad paprykę nadziewaną mielonym (jutro) - zaraz mi się gęba śmieje!


Nie wiem dlaczego nie mam apetytu na ryby? Skłonna jestem zjeść tuńczyka z puszki na kanapkę, ale wędzony dorsz, czy duszony okoń - jakoś mi nie podchodzą. Może spróbuję duszonego sandacza?
Sobota, 8 października 2016 | 10:15:55 Trochę kombinuję
Dzisiaj miałam zjeść jajecznicę z 3 jaj. No nie dało się! Zjadłam omlet (z piertuszką i koperkiem) z 2 jaj i do tego skibkę chleba gryczanego z pomidorem i cebulą.


Pstrąga obiadowego wymieniłam na małą porcję pieczeni z indyka, jakieś sałaty na buraczki (bo uwielbiam! i kapustę kiszoną uwielbiam i za mało mam ich w diecie).


Awokado na kolację jeszcze nie mam, ale może w sklepie dostanę? A może nie. Wtedy zamienię na pastę z cieciorki z czosnkiem i suszonymi pomidorami - mniam!


Jakoś trzymam wagę, ale jak już zejdą ze mnie stresy wydawnicze, postaram się sumienniej trzymać diety. Na razie walczę w pracy i w domu. Nie mam lekko, ale samopoczucie po tajemniczej herbatce ziołowej (a może z innego powodu?) znacznie poprawiło mi się! Neurolog - trzeba będzie go zobaczyć. Najpierw ponowna wizyta u internisty z wynikami od kardiologa.


Nie łaźcie po lekarzach, oni sprawiają, ze więcej chorujemy! To jak błędne koło - pójdziesz do jednego, a on kieruje pacjenta do następnego.
Sobota, 1 października 2016 | 08:43:40 A tu cisza....
Zaglądam tu - cisza... Wszystkich wywiało. Zaczynam wertować i szukać między wierszami mojej Bajki o Wilczku, bo mnóstwo tam Borowych, Domowików, Wiłów, Krasnali, Rusałek, Wodników - może któreś z duchów leśnych porwały wszystkich moich znajomych? Przechodzę przez piątą korektę swoich opowiadań dla dorosłych. Mam ochotę ćpnąć wszystko w kąt i już do tego nie wracać. Uwierzcie mi, że napiszę tekst, trochę go poprawię, wymuskam, wygładzę a potem wysyłam do druku i już nic mnie nie obchodzi. Nie wracam do swoich tekstów. A tu przyszło mi je czytać już piąty raz! To chyba za karę! Gubię przecinki, wstawiam podwójne spacje, zmieniam czas (teraźniejszy-przeszły) i stąd te liczne poprawki. Podczas korekty czasami nie zauważy się, że zmieniło się czas, a potem odmiana kolejnych wyrazów nie została poprawiona. To znów korekta. Można tak w kółko, aż do wymiotów. Właśnie jestem na takim etapie, więc zaczynam rwać włosy z głowy - taki ze mnie nerwus. Trudno, decyzja zapadła, za tydzień muszę oddać teksty do druku.


Nie ważę się. Ruszyłam z pisaniem bajki, więc staram się nie rozpraszać. Wszystko inne schodzi na dalszy plan. Dieta bezglutenowa nadal jest pilnowana, ale niezbyt restrykcyjnie. Poza tym mam doły jesienne (lepiej mi się wtedy pisze), więc staram się je wykorzystać do maksimum. Joga też zeszła na dalszy plan. Potrzebuję dużo czasu.


Neurolog też zepchnięty na "niewiadomo kiedy". Poczułam się lepiej, więc skupiam się na tym, co dla mnie teraz najważniejsze.


Piszcie o sobie, jak Wasze diety?
Środa, 28 września 2016 | 08:18:27 Waga nadal stoi...
... ale to przez brak skupienia. Za wiele na głowie i idę na łatwiznę. Co mam pod ręką, byle bezglutenowo. Wczoraj po rozmowach z wydawcą i kardiologiem wpadłam w szał jedzenia. Nie mogłam się nasycić, bo miałam około 5 godz przerwy między posiłkami. Nie było kiedy. Zjadłam obiad (kasza kuskus z marchewką i natką pietruszki + gotowany kawałek kurczaka) o 13.00, a potem dopiero o 17.30 dwie skibki chleba w samochodzie i pół litra wody niegazowanej. Dojechałam po godzinie (korki) do domu i znów musiałam coś zjeść. Przegryzłam plasterkiem szynki. Potem o 21.00 ni stąd, ni zowąd, chyba po 2 latach przerwy, dostałam apetyt na ciepłe mleko! To u mnie nienormalne! Wypiłam 1/4 szklanki z dodatkiem kakao (wstrętny smak samego mleka). Pól godziny później zjadłam sznytkę z szynką i kawałek sera pleśniowego. No nie wiem, co się porobiło!? Takiego wariactwa łaknienia już dawno nie miałam!


U kardiologa jest wszystko w porządku, jednak moje zasłabnięcie za kierownicą, podczas jazdy, wyłączenie części mózgu i drętwienie z bolesnością prawej ręki kwalifikuje się do neurologa, bo przeszłam symptomy udaru. Fakt, że trwało to chwilkę, kilka sekund, znaczy że miałam szczęście. Jeśli sytuacja powtórzy się, mam niezwłocznie udać się do neurologa. Im więcej lekarzy- tym więcej chorób. Mam już dość i marzę, by dali mi spokój. Chcę zostać w domu.
Wtorek, 27 września 2016 | 08:38:13 Dziś wyjazdowo
Dzisiaj znów zrobiłam sobie omlet. Dzień wyjazdowy, więc muszę zapakować obiad w plastik i odgrzać w mikrofali u mamy. Na pewno będą kusić plackiem. Nie wiem, czy się nie złamię, bo domowy placek drożdżowy jest pyszny. Zwłaszcza jak cioteczka upiecze z zakalcem - mniam! Obiad mam taki jak lubię - kasza kuskus (na rosole) z zieloną pietruszką, marchewką gotowaną i kawałkiem gotowanego kurczaka. Potem - dwie kanapki bezglutenowe z plastrem indyka pieczonego.


Pierś indyka moczę 48 godzin w zalewie (olej, ocet winny, musztarda miodowa, miód, zioła prowansalskie, papryka słodka i ostra, sól, pieprz) a potem piekę w naczyniu żaroodpornym tyle godzin, ile waży mięso. Z zalewy robi się sos a mięso jest na chleb. Kawałek mięsa można przeznaczyć na obiad.
Sobota, 24 września 2016 | 10:11:28 Ekg
No to we wtorek kardiolog. Mam niedokrwienie lewej ściany komory serca. Robi się flaczek, jak u mojej mamy, babci i pradziadka - hrabiego. Niestety, gen silny i krew błękitna przechodzi z pokolenia na pokolenie powalając nas zawałami i wylewami. Globus mnie nie dopada, ale zmora na klatę siada i owszem. Samopoczucie? Oczywiście, że odczuwalnie gorsze. Pani internistka, analizująca moje wyniki badań przejęła się nie na żarty (kolejny lekarz zalecający zmianę pracy, ale kto mi zagwarantuje, że w innym miejscu będzie lepiej?) i zapisała zioła, z których mam robić sobie herbatkę. Mam ją pić rano i wieczorem po trochu, zjadać owoce. Są to: pokrzywa, ziele mniszka lekarskiego, ziele serdecznika, mięta pieprzowa, kardamon, czerwone daktyle, owoce goji, koper włoski, kwiat krokosza barweńskiego - zagotować 10 min. Do tego mam spożywać chlorellę. Nie wiem co to jest i po co to wszystko, ale mam nadzieję, że mnie wzmocni, zwłaszcza pompę sercową. Lekarka ucieszyła się, że jestem pod opieką dietetyczki (Pani Ani), która zaleciła mi dietę bezglutenową. Leki nadal mam brać, dodać Acard 75mg (takie fajne serduszka). Do tego Procolaran 7,5 mg, Atoris 20 mg, Bibloc 2,5 mg (2x dziennie), Relamax B6, sporadycznie Milocardin krople. W zaleceniach mam ponowne Ekg wysiłkowe, ale nie chcę tego, bo w trakcie nic nie wychodzi (tylko drobne zmiany) a kilkanaście godzin po badaniu dostaję bóli zamostkowych. Bez sensu. Echo serca więcej pokazuje. Na jogę nadal mam chodzić 2 x w tygodniu. Na razie nie chudnę, wagę trzymam. To chyba przez stres.


Dzisiaj rano rzuciłam się na omlet ze szczypiorkiem z 2 jaj. Cały tydzień nie miałam jajka w ustach, więc jestem wygłodniała, niczym wampir krwi ludzkiej. Wymyśliłam sobie zamiennik na masło/margarynę. Do 2 łyżek oleju dodałam zmiażdżony ząbek czosnku i pokrojoną świeżą bazylię. Rozsmarowuję to na chlebie. Jest pyszne.
Czwartek, 15 września 2016 | 18:30:25 Rozpisana
Laptop padł. Szkoda.
Syn złożył mi nowy komputer o wiele taniej, niż gotowy, kupiony w sklepie - fajnie!
Była okazja, by kupić porządne biurko - jest na zdjęciu. Mam gabinet z prawdziwego zdarzenia. Teraz tylko pisać, a potem wydawać kolejne książki. Nie miałam pojęcia, że to takie kosztowne i nie zwraca się...
Niestety, na biurku jest miejsce z miseczką wypełniona płatkami kukurydzianymi. Uwielbiam chrupać. Przynajmniej nie ciągnie mnie do słonych paluszków.
Waga waha mi się w granicach 1 kg. Wszystko przez to, że nie miałam czasu pilnować diety. Ale skończyło się rozpasanie i wracam do planu diety. Przede mną jeszcze 4-5 kg do zrzucenia.

Zrobiłam badania tarczycy i całej hemoglobiny. Wyniki mam ogólnie dobre i wszystko w normie, także TSH, FT3, FT4. Jeden tylko wynik z morfologii jest dla mnie dziwny. Nie znam oznaczeń :
"inne (Eo,Bazo,Mono) 0,4 tys/ql (mikro - nie wiem jak zapisać ten znaczek) a norma jest 0,6-1,1" - nie wiem co to jest? Oznaczono w wynikach, że jest za niskie.

Siedzę w swoim gabinecie, owinięta w zapach pieczonego schabu z czosnkiem. Jutro zrobię sobie menu z dnia dzisiejszego z omletem, schabem i nadziewaną papryką. Chciaż z kolacją może wypaść nieco inaczej, bo mam spotkanie z przyjaciółką w kawiarence z przepysznymi ponoć kanapkami. Nie wiem, czy dam się skusić, czy poprzestanę na jakiejś pysznej, aromatycznej herbatce?

Czwartek, 18 sierpnia 2016 | 18:37:57 Jestem, chociaż nie widać mnie
Po miesięcznym chorobowym powrót do wszystkiego, co na mnie czekało w pracy, był zabójczy. Jakoś wychodzę na prostą ale nie jest lekko.
Waga nadal w dół, po troszeczku ale cały czas utrzymuje się tendencja spadkowa, co mnie niezmiernie cieszy.
Jest też potwierdzenie w rozmiarówce. W maju kupiłam spodnie rozmiar 37, w lipcu 36, w zeszłym tygodniu 34. Cały czas ten sam fason. To cieszy, choć nieco boli węża w kieszeni.
Dlaczego wyświetla mi się, że mam wykupić dietę, skoro konto mam ważne jeszcze 30 dni?
Rozsmakowałam się w nadziewanych mięsem mielonym paprykach, kaszy kuskus, zupie z soczewicy, paście paprykowej. Mam problemy z pieczeniem chleba bezglutenowegona zakwasie. Wychodzi niedobry. Wczoraj wkurzyłam się i upiekłam na drożdżach. Od razu inny, lepszy w smaku i bryle.
Pozdrawiam wszystkich.

Piątek, 15 lipca 2016 | 09:31:12 Wielki mały stres
Od kilku dni borykam się ze stresami. Różnymi. Listonosz wrzucił przesyłkę nie do mojej skrzynki. Pomylił się. Koperta warta...200 zł. Pryszcz, prawda?


Czekam na odpowiedź od jednego ze sponsorów. Nerw jak diabli, bo zaraz kwota fundowana może wzrosnąć.


W środę do pracy. Ja już nie chcę tam wrócić, ale nie mam wyjścia. Nie lubię tego miejsca, nie lubię swojej pracy. Frustracja, gniew, stres.


Waga niewiele w dół, mimo że czasami z emocji zapominam jeść. Ale ważne, że nadal w dół. Od czasu łykania sterydów na skutki Hashimoto mam problem ze zbiciem wagi, więc cieszę się, że chociaż mało ale w dół.



Sobota, 9 lipca 2016 | 16:51:29 Wracam na pochyłą spadkową
Po kilku dniach walki waga znów drgnęła w dół. To cieszy! Teraz tylko utrzymać tendencję i będzie dobrze. Kolano nadal boli, już mniej ale o jodze nawet nie mam co marzyć. Pewno dopiero w sierpniu - optymistycznie myśląc.


Jedno wiem na pewno - muszę pilnować tego, by wprowadzać zmiany w planie diety. Przynajmniej kontroluję odpowiednią kaloryczność na dany dzień. Bez tego robi się chaos!

Nie mogłam znaleźć klusek z cukinii na mące kukurydzianej. Chciałam przerobić kluchy na pyrach (gwara poznańska; to szare kluski lub kluski ziemniaczane) w kluchy z cukinii. Mąka (kukurydziana), jajko, starta drobno cukinia, sól. Gęste ciasto kładzie się na wrzątek, odsącza na sicie a potem zimne podsmaża (mogę ciut wędzonki z cebulą?) i zajada z kiszoną kapustą. Oj, uwielbiam! Dlatego na poniedziałek zaznaczyłam placki z cukinii, myśląc że kalorycznie może będzie mniej więcej to samo?
Czwartek, 7 lipca 2016 | 09:31:54 Dopadło mnie
Od weekendu waga sukcesywnie rośnie. To przez słabą silną wolę, która padła na kolana przed pizzą, coca-colą, drinkiem, piwem w minioną sobotę.No miałam chwilę słabości i powód do świętowania ale teraz słono za to płacę.
Jeszcze wczoraj mi odbiło i zamiast codziennej porcji surowych owoców zrobiłam jaglankę z owocami. Błe! Jakbym kaszkę jadła, a wręcz jej nie cierpię! Zjadłam, bo szkoda wyrzucić ale nigdy więcej! Porcję z lodówki dzisiaj oddam psom, tyle że nie z owocami a z kiełabsą.

Właśnie duszę gołąbki w pomidorach, gotuję klopsiki mielone, szatkuję białą kapustę na gotowaną i na surówkę (zjadam głąby i odpadające liście-mniam!). Będą obiady na kilka dni. Do tego wczorajsze leczo i jeszcze została mi zupa z czerwonej soczewicy. Do niedzieli będzie co jeść!
Chleb na zakwasie ryżowym też rośnie pod ściereczką kuchenną.

Chopakom zrobię musakę, też im na dwa dni wystarczy. Nie będę taka i dzisiaj poczęstuję ich gołąbkami. Ale na tym koniec! Reszta moja!
Środa, 6 lipca 2016 | 11:57:59 Dzisiaj woda!
Co za wiocha!

Wczoraj nie miałam prądu przez pół dnia, więc zupa z czerwonej soczewicy nie padła ofiarą blendera. Dzisiaj też ją zjem a na drugie mam ryż brązowy z leczo. Dlaczego nie według planu zupę z dyni? No nie wiem... dynia powszechnie dostępna?
Dziasiaj za to mam atrakcję w postaci braku wody. Też przez pół dnia! No co za wiocha! XXI wiek, zachód i taki kanał!
Wtorek, 5 lipca 2016 | 16:35:23 Skąd ta dynia?
Mam w planie zupę z dyni. Skąd na początku lata wziąć dynię? Poza tym nie lubię awokado a jakieś pasty z tego mam wyrabiać. Nie ma u nas awokado, nie ma gruszek (do zupy szpinakowej), nie ma mleka kokosowego. Jedyne co mogę kupić na tej wiosce, to papryka, pomidory, jabłka, włoszczyzna, czasami banany a z cytrusów - cytryny. Nawet świeżego bobu nie mają! Mięsa indyka nie uraczę, z mielonego, tylko wieprzowe. Pozostają mi filety z kurczaka, względnie ćwiartki (pałki), porcja rosołowa i schab. Na wsi nic więcej się nie jada. Kurza twarz, dobrze, że chociaż kaszę jaglaną i mąkę kukurydzianą znają i sprowadzają. Ryż brązowy też znają ale dziwnie na mnie patrzą, gdy wykupuję prawie całe zapasy z półki - aż 5 kartoników z4paczuszkami w środku, ot i cały zapas. Przynajmniej zaraz zamówią następne 5 kartoników.
Poniedziałek, 4 lipca 2016 | 06:41:50 Po popiątku
No cóż, koniec tygodnia czasami obfituje w niespodzianki. Syn zaliczył ostatni w tym semestrze egzamin na politechnice (jest na półmetku), więc trzeba było uczcić jakoś zakończenie roku. Były dwie średnie pizze, coca-cola, chipsy Lays ziemniaczane, piwo i drink. No jasne, że pofolgowałam sobie. Niewiele, bo po jednym kawałku z każdej pizzy i 1/3 szklanki piwa i mały drink, kilka chipsów. Słabość to słabość, szybko mi minęło. Wczoraj już nie miałam ochoty na nic z tych rzeczy. Jakby kac mnie dopadł. W związku z tym waga spadła tylko 200 g przez dwa dni. Ale to też nie jest źle - uważam. Do tego wszystkiego dużo spałam. To te burze i obfite opady deszczu tak na mnie działają. I ponoć ciśnienie atmosferyczne spada... Tak, jestem meteopatką. Kardiolożka śmieje się, że wg mojego samopoczucia można pogodę przepowiadać. To prawda! Lokalnie zawsze się sprawdza.
Sobota, 2 lipca 2016 | 08:16:27 A tu taka niespodzianka!
Pisanie i czytanie pochłania mnie bez reszty. Wpadłam w trans. Zaraz lecę dalej pisać. Nawet nie mam czasu w planie diety zmieniać tego, co zmieniam (np. zamiast ryżu czy kaszy jaglanej nabrałam apetytu na ziemniaki z kurczakiem (pieczonym kawałkiem od pałki-ćwiartki) i szpinakiem, albo kaszę kuskus z papryką, cebulą, cukinią, marchewką, przecierem pomidorowym i piersią kurczaka). Najważniejsze, że efekty są i po dwóch dniach niebytności tutaj zanotowałam dzisiejszą wagę o 800 gram niższą niż ostatnio. To naprawdę dużo i bardzo się z tego cieszę. Teraz zbliżam się do wagi sprzed 4 lat! Sprzed operacji. Jeszcze trochę. A wtedy wydawało mi się, że taka gruba jestem! Nie myliłam się, za to teraz wydaje mi się, że coraz lżej mi :-) i to mnie mobilizuje do dalszej walki o osiągniecie celu - 68 kg.

Znalazłam przepis na chleb bezglutenowy na zakwasie z mąki ryżowej. Chyba smakowo najbardziej mi odpowiada z tych wszystkich, krtóre dotąd upiekłam. Nastawiłam nowy zakwas, by w przyszłym tygodniu znów go upiec. Jeden cały chlebek wystarcza mi na cały tydzień, czasami zostaje, więc dzielę się z psicami. Po upieczeniu pół chleba zostawiam w pojemniku na chleb a drugie pół wkładam do lodówki. Jest ciepło i chleb szybko się psuje, zwłaszcza te poprzednie, pieczone na suchych drożdżach. Z tym na zakwasie będzie lepiej ale nie chcę ryzykować i tracić połowy chleba.

No to lecę do dalszego pisania! Na razie!
Środa, 29 czerwca 2016 | 14:34:03 Bajka przepisuje się pełną parą
Banan i nektarynka - wiadomo - ze sklepu. Ale papierówki (małe i zielone) i czarne porzeczki są z krzaków w ogrodzie mojego męża. Dwa orzechy włoskie są z zeszłego roku z drzewa mojej koleżanki. A w tle widać przepisąjącą się bajkę. Nareszcie mam na to trochę czasu :-)
Wtorek, 28 czerwca 2016 | 08:48:29 Waga znów w dół
Wiedziałam, że jak tylko zaskoczę, to już będzie z górki! Dzisiaj 400g mniej! Super. Może nie jestem w stanie schudnąć 2 kg w ciągu tygodnia, ale sukcesem jest to, że przy całym szaleństwie hormonów (Hashimoto, menopauza) waga spada. I to wcale nie ćwicząc a leżąc z chorą nogą :-) To dopiero ewenement. Acha! Dla wątpiących - nie przepadam za słodkim, więc nie mam problemów w tej sferze. Nie głodzę się, bo za stara na to jestem, grozi mi hipoglikemia przy głodówkach. Jem wg planu, tylko że przesypiam jeden posiłek. Wczoraj na ten przykład nie mogłam zasnąć i nagle zrobiłam się głodna. Zjadłam skibkę chleba bezglutenowego z pomidorem i szczypiorem. Mam słabości ale na konkrety a nie bomby kaloryczne. Na szczęście. Może uda mi się niewielkim wysiłkiem schudnąć do wymarzonej wagi?
Niedziela, 26 czerwca 2016 | 14:05:59 Bób na dziś
Dzisiaj miałam obiad bogaty w białko - papryka nadziewana mielonym i bób, zupa z czerwonej soczewicy (zdjęcie). Takie najbardziej lubię! Nie jestem po nich głodna.

Już w 2001 roku, będąc na diecie optymalnej doktora Kwaśniewskiego zauważyłam mniejsze łaknienie po posiłkach jego autorstwa oraz spadek wagi ciała. Niestety, uległam prośbom znajomych i pożyczyłam książkę na tydzień, który do dnia dzisiejszego nie nie dobiegł końca... Ze znajomymi już nie pracuję, więc przepadła jak kamień w wodę.

Wiedza I Życie (Nr 5 Maj 2016) potwierdza - jeśli chcesz być szczupły, jedz potrawy bogate w białko. Naukowcy z Purdue University w Stanie Indiana głośno głoszą tę teorię zalecając białko zwierzęce jak i roślinne, które szybko likwidują poczucie łaknienia, mają dobry wpływ na układ odpornościowy, sprawność mięśni i produkcję hormonów.

Moja dieta w DietMap właśnie taką jest!


Sobota, 25 czerwca 2016 | 16:00:32 Wagi znów mniej
Na razie obserwuję wagę i nie komentuję. Czekam aż kilka dni minie. Póki co, radzę sobie z leżeniem i wagą. To może się jeszcze zmienić, ale na razie nie mam powodów do obaw. Chyba ten jeden posiłek dziennie mniej nie zaszkodzi mi.

Dzisiejszy podwieczorek wzbogaciłam o kaszę jaglaną z łyżeczką miodu lipowego i dwoma orzechami włoskimi. Owocami były: mandarynka, mały banan, nektarynka, czarne i czerwone porzeczki.

Deser umiliłam sobie miesięcznikiem naukowym Wiedza I Życie, który to czytuję od 14 roku życia, kiedy opisano budowę i działanie wirusa HIV. Potem poszerzyłam swoją wiedzę o Świat Nauki. Ciekawe teksty, teorie naukowe, opisy doświadczeń i badań laboratoryjnych. Stąd już na początku lat dziewięćdziesiątych dowiedziałam się, że cholesterol nie jest taki, jakim go przedstawiano, a jaja kurze posiadające cholesterol w żółtku nie mają większego wpływu na jego poziom we krwi. Obecność lecytyny w jajku hamuje absorbcję cholesterolu przez organizm. Chodzi oczywiście o LDL. Dzisiaj jednak zainteresował mnie artykuł o sowach, ich symbolice w wierzeniach Słowian i starożytnych Greków. Prowadzą nocny tryb życia, więc trudno nam je wypatrzyć za dnia. Dlatego to dla mnie interesujący temat.
Piątek, 24 czerwca 2016 | 20:39:22 No to klops!
Nie mam tofu, nie mam jogurtu sojowego, ani mleka kokosowego. Mam tylko zapas mąki grycznanej, kukurydzianej, kaszy jaglanej i kuskus. Nikt mi nie pojedzie do sklepu ze zdrową żywnością. Za tofu i jogurtem sojowym nie płaczę. Nie mam zaufania do tych produktów.

Dobrze, że jeszcze kilka sztuk owoców mi zostało, wraz z porzeczkami są dobrym deserem.
Ale to chyba dobrze? Im mniej jem, tym bardziej waga w dół? Zobaczymy za kilka dni, bo teraz to nie ma sensu.


Upały dają nam ostro popalić. Duchota, spływam potem mimo małej ilości ruchu. Dziś miseczka porzeczek wylądowała w słoiczkach jako konfitura na zimę do herbaty. Mniam!

Pół dnia nie było prądu! Lodówka nagrzała się nieco, bojler wystygł. Masakra!
Czwartek, 23 czerwca 2016 | 20:47:26 Stało się!
Mój PMS zwyciężył i po kilku tygodniach posuchy zaczęłam podjadać. A to chrupki kukurydziane, a to mieszankę studencką, 4 kostki gorzkiej czekolady i jeden cukierek toffi i jedna landrynka. Od wtorku do dzisiaj włącznie. Ale teraz powinno się uspokoić.
Nadal nie mam odpowiedzi od Pani Ani na zapytanie co dalej z planem diety, skoro mam teraz tak dużo leżeć?

Dzisiaj miałam zupę kalafiorową z czerwoną soczewicą. Coś mi brakło, więc prócz ziół prowansalskich i pokrojonych listków bazylii, dodałam potraktowany w moździerzu anyż. Mniam! To był mój smak!
Środa, 22 czerwca 2016 | 14:29:53 No to laba
30 dni zwolnienia lekarskiego i lodówka w zasięgu ręki - to wyzwanie godne mnie ze słabą mocną wolą ;-)
Na zdjęciu - mój ostatni posiłek w pracy przd zwolnieniem lekarskim.
Teraz walka z małą ruchliwością i związaną z tym zwolnioną przemianą materii. Pierwsze śniadanie wypada mi z panu, bo nie wstaję tak wcześnie. Przesypiam do następnego posiłku. Nie wiem jak to się ma co całodniowego planu diety przy Hashimoto? Nie chcę nawrotu depresji.
Ale nie myślcie sobie! Kiedy minie kilka dni, znów zaczynam jogę, tyle że z asanami nie obciążającymi stawu kolanowego. Coś na leżąco, siedząco. Skonsultuję z joginką. Nie chcę stracić sprężystości ciała. Dzięki niej u lekarza nie miałam większych problemów ze zgięciem się do stóp i rozebraniem, co jeszcze pół roku temu mogło być nie do pomyślenia!

Jak myślicie, modyfikacja diety będzie potrzebna?

Sobota, 18 czerwca 2016 | 17:28:55 Modiano i porzeczki
Dzisiaj na krzewach zaczerwieniły się porzeczki (poznańska gwara: świętojanki). Na podwieczorek zaserwowałam sobie bombę owocową: truskawki na spodzie, banany w środku i porzeczki na wierzch. Posypałam słonecznikiem i amarantusem. W takiej postaci najchętniej jem owoce, bez dodatków typu cukier (zgrzyta w zębach), jogurt czy mleko itp.

Do deseru, jako smaczny kąsek dodałam książkę Patrica Modiano "Żebyś nie zgubił się w dzielnicy", gdzie z lekkością snu toczy się opowiadanie pewnego epizodu z przeszłości, której obraz bohater wymazał dawno temu z pamięci.
Sobota, 18 czerwca 2016 | 10:13:03 Pierwszy sukces!
Wczoraj wpisałam w kontrolera waga a dziś potwierdzam - mój pierwszy kilogram spadku wagi zanotowany i potwierdzony. W rzeczywistości jest to więcej niż kilogram, bo wpisałam o 700 g niższą wagę na początku diety. Miałam zużytą baterię w wadze, więc podałam wartość sprzed tygodnia, nie wiedząc, że w kilka dni przybrałam przeszło 0,5 kg. Mogę z czystym sumieniem zapewnić, że od początku diety mam spadek o dokładnie 1,7kg. A to już coś!

Nareszcie organizm zaskoczył. Z tej uroczystej okazji wczoraj w nocy piekłam sobie inny chleb bezglutenowy z mąki jaglanej, ryżowej, gryczanej i tłuczonych gotowanych ziemniaków. Trochę się kruszy, więc coś źle zrobiłam. Już tak nie czuć tej gryki, zaczęła mi wychodzić bokiem... Możliwe, że będę szukać innych przepisów na chleb, w których coraz mniej będzie mąki gryczanej. Wolę sobie upiec, niż kupować nie wiadomo co w sklepie. Zwykły chleb też piekłam jakiś czas sama, ale gdy objawy Hashimoto nasiliły się, zaczęłam opadać z sił i depresja mnie wzięła w swoje obroty, odechciewało mi się wszystkiego.

Mam jeden wielki problem. Pochodzę z czasów, kiedy często podawano sobie przepisy na różne ciasta, czekolady, ciasteczka z płatków owsianych itp. Ilości podawano w szklankach, łyżkach, łyżeczkach a teraz wszystko w gramach. Gubię się! Czy jest możliwe podawanie w przepisach ilości wg starych metod? Z przelicznikami zawsze miałam problem. W ogóle z matmą jestem na bakier, mimo iż zdałam kiedyś tam trudną maturę z matmy, egzaminy wstępne z matmy na ekonomię i potem egzamin już na ekonomii. Nic z tego nie rozumiem a intuicja nie zawsze jest nieomylna... Pomocyyyy!!!
Czwartek, 16 czerwca 2016 | 19:39:27 Mata-joga
Dzisiaj przyszła nowa, grubsza mata do jogi. Jutro wypróbuję ją. Poprzednią kupiłam na próbę, bo nie wiedziałam jak moja wieńcówka, po migotaniu przedsionków zareaguje na asany. Serducho działa coraz lepiej, domaga się więcej. Ćwiczę też asanę na lepsze ukrwienie tarczycy przy niedoczynności.

Dzisiaj znów mniej na wadze. Huśtawka nie odpuszcza. Ważę się co kilka dni i póki wartość nie zdecyduje się na jakąś stałą, to nie mam powodu do radości.

Truskawki kończą się. Jaglankę z jabłkiem i cynamonem zastąpię niebawem jaglanką z porzeczkami, bo tych mam na ogrodzie całkiem sporo. Jeszcze nie jadłam porzeczek z miodem, warto spróbować.
Wtorek, 14 czerwca 2016 | 06:24:23 Maleńko z wagi
Jak to przy hashimoto, niewielki mam osiąg. Tylko 0,5 kg. Mam dużą huśtawkę wagową. Czas mi ucieka, dochodzi mi stres zakupowo-gotowaniowy i chociaż trzymam się tabel, niestety mam czasami napady niekonrolowanego głodu. Zwłaszcza wieczorem. Przy tym wszystkim wczoraj wracając z jogi zahaczyłam o sklep. Dziewczyny zobaczyły mnie w leginsach i obcisłym podkoszulku i od razu skomentowały, że schudłam. No cóż, masa tłuszczowa zmienia się w masę mięśniową (czuję to wyraźnie) i może to powodować taki złudny efekt, bo waga stoi lub nieznacznie spada.

Nie poddaję się jednak, cały czas walczę!
Środa, 8 czerwca 2016 | 17:42:09 Kluseczka do rosołu
Czy ktoś może mi wskazać gdzie mogę znaleźć przepis na bezglutenowe (kukurydziane) kluski do rosołu? Nie chcę makaronu, wolę kluski, jak to klucha... ;-)

Wtorek, 7 czerwca 2016 | 06:27:04 Świadomość ciała
Przeszło dwadzieścia lat temu ćwiczyłam jogę, hatha jogę. Sama, bo nie było wtedy miejsc i mistrzów do tego celu stworzonych. Miałam trzy książeczki, trzy etapy. Pierwszy opanowałam dobrze, drugi etap tylko w połowie, a trzeci oglądałam tylko, marząc że kiedyś dotrę do tego stopnia. Potem przerwa dość długa i kiedy w styczniu dopadło mnie migotanie przedsionków, po konsultacji z doktórką, zdecydowałam się na powrót do jogi. Bałam się, że nie sprostam. Co prawda kwiat lotosu nie jest wielkim wyzwaniem, ale joga to świadoma praca umysłu z całym ciałem, każdym mięśniem. Zadzwoniłam do joginki i opowiedziałam swoją historię oraz problemy zdrowotne, zapytałam czy podejmie się przyjęcia do grupy osoby z moimi problemami. Chwilkę zastanowiła się i już bez wahania odpowiedziała, że wie, czego mi nie wolno, więc śmiało mogę przyjść na zajęcia. Znalazłam się w grupie średniozaawansowanej i chociaż mocno odstawałam od umiejętności pozostałych koleżanek, joginka poświęcała mi czas, by poprawić asany, zabronić "zamykania klatki piersiowej" itp. Jednocześnie uczyła świadomości ciała, tego że mogę troszeczkę więcej. Ciało pamięta, więc szło mi coraz lepiej. Teraz zmieniono miejsce i godziny zajęć, więc jestem w grupie początkującej i bardzo dobrze mi z tym. Nie jest ważne, w jakim zaawansowaniu jesteś, ważne by słuchać jogina i swego ciała, uczyć się świadomie z nim postępować, by wykonało to, co pomyśli umysł. Pełna harmonia.

Do tego dieta bezglutenowa, która tak pięknie poukładała mi w brzuchu jelita, wspomaga wsłuchiwanie się w potrzeby ciała. Nie mam na razie spadków hipoglikemicznych i to mnie najbardziej cieszy. Nie ma w związku z tym depresji. Nareszcie, od wielu miesięcy czuję się normalnie. Od jogi nie mam wieńcowych bóli serca, od diety nie boli i nie gazuje brzuch. Pasty paprykowe, schabik z czosnkiem (mniam), chrupki chlebek bezglutenowy, teraz hummus, krem z pomidorów. Skąd mogłam wiedzieć, że wystarczy wyrzucić gluten, by poradzić sobie z przykrymi konsekwencjami Hashimoto? Cieszę się, że tu zajrzałam :-)
Sobota, 4 czerwca 2016 | 20:16:41 Moja joga
Po kilku tygodniach przerwy (naderwane ścięgno w stopie) wracam do jogi. Żadna tam domowa ściema, prawdziwe zajęcia z joginką. Dotychczas chodziłam raz w tygodniu dla średnio zaawansowanych, ale teraz w związku ze zmianą miejsca (klub z kartami na cały fitness) i godziny, będę chodzić dla początkujących. Może dam radę 2 razy w tygodniu? Może też zapiszę się na samoobronę dla kobiet? Chciaż generalnie każda z nas wie jak zadać ból napastnikowi (profesor od PO bardzo obrazowo nam tłumaczył kopniak z kolana), ale w stresie to wcale nie jest takie proste. Poza tym przygotowanie posiłków do diety bezglutenowej trochę się zmienia i z czasem będzie krucho... Na razie joga raz lub dwa razy w tygodniu, a potem zobaczymy.

Dzisiaj wypiłam piwo i zjadłam (co bardzo rzadko się zdarza) kubeczek lodów Oreo. Od piwa zrobiło mi się wszystko jedno, zwłaszcza że w kuchni gorąco od pieczenia chleba gryczanego, schabu z czosnkiem i zbliżającej się burzy. Sami rozumiecie, jak podziałało piwo - rozbawiło i zobojętniło.

Powinnam coś napisać ale jakoś tak mi się nie chce.
Piątek, 3 czerwca 2016 | 06:41:11 Avatar
Nareszcie znalazłam miejsce, gdzie mogę wrzucić swoje zdjęcie. Siedzę na kolanie kamiennego Fauna, który uważnie obserwuje przez lunetę wody Jeziora Durowskiego. To moja ulubiona postać kamienna z parku przy jeziorze. To świeże zdjęcie z ostatnich wojaży z przyjaciółką.
Piątek, 3 czerwca 2016 | 06:36:18 Bestia we mnie
Wczoraj obudziła się we mnie żarłoczna bestia. Musiałam zjeść 2 gotowane jajka, nie było siły. Do tego chłopacy zostawili mi jedną ugotowaną pyrkę. Potem wyjęłam z lodówki garnek z rosołem. Nie jadłam rosołu już ze 2 tygodnie, a to straszne katusze dla uzależnionych! Wypiłam miseczkę z żółtkiem - taki bulion, pyszny! Piekłam paprykę z mielonym, mięsa zostało (przyprawiłam garam masala-mniam!) no i trochę wyjadłam. Tak, to wszystko działo się między 18.00 a 19.00. Trudno, niektóre uzależnienia leczy się, a innych - nie. Nie palę, lampkę wina piję naprawdę rzadko, piwo też (musi być upał, bym sięgnęła po schłodzoną butelkę), lodów - prawie wcale, a słodyczy też nie jadam za dużo, więc jedyne moje uzależnienie to rosół. A ten był wyjątkowy! Z kawałków kurczaka, skrzydła i karczku od indyka i kawałków wołowiny. Miodzio!
Czwartek, 2 czerwca 2016 | 18:56:28 Dziwna ta waga
Dzisiaj znów na wadze. Było mniej niż przed wyjazdem. Po powrocie miałam więcej. To jakaś huśtawka hormonalna. Babcieję, bo to ten wiek... przynajmniej w mojej rodzinie, genetycznie uwarunkowane krótkie życie. Dzisiaj piekę papryki nadziewane mielonym na jutro. Rano jadłam chlen chrupki z miodem. Tofu było zepsute. Nie płakałam z tego powodu. Wczoraj dostałam 3 bakłażany - będzie wspaniały pieczony! Do pasty paprykowej też! Próbowałam zastąpić bakłażana cukinią, ale to już nie ten smak. Od biedy może być, jeśli nie dostanę bakłażana.


W mojej bajce pokazał się Leszy pod postacią niedźwiedzia. Jeszcze nie nadałam tytułu, ale fabuła rozwija się stopniowo. Ciekawa jestem co spotka Wilczka, zranionego przez Biesa, w domu ludzi na moczarach? Co mi podpowie wyobraźnia?
Środa, 1 czerwca 2016 | 20:34:51 Rybka lubi ciszę
Ryba przygotowana. Nie było okonia, dostałam płat z dorsza - nie jest dobrze. Słodkowodne wykupili w południe. Smutna rzeczywistość ludzi pracy. No cóż, trzeba to jakoś pogodzić. Czy zamiast modrej kapusty mogę sałatkę z kapusty pekińskiej? Dzisiaj dostłam pekińską, której w zeszłym tygodniu nie mogłam trafić. Od samego biegania po sklepach powinnam już chudnąć. Tylko, że wciąż za dużo samochodem, bo do sklepów mam z domu 10 km, a z pracy 20 km. Pieszo mogę się nieco zziajać :-) A na wsi, jak to na wsi, kiepsko z warzywami i owocami (są, ale zwiędłe), bo przecież wszyscy uprawiają ogródki i sady! Tak mówią sklepikarze, ale ja tam wiem swoje. Rolnicy i owszem sieją rzepak, sadzą rabarbar, mają sady i inne dary natury roślinnej ale tak pryskają nawozami i chemią na szkodniki, że sami za nic nie chcą tego jeść. Ale cóż robić, wytyczne UE są jasne. Takie zboża na ten przykład muszą pryskać dziesięć razy w ciągu okresu wegetacji. Od samej myśli o tablicy Mendelejewa zaczynam świecić... Jeśli jesienią jest za ciepło, rolnik wyjeżdża w pole z opryskami hamującymi wzrost. Strach pomyśleć jak bardzo nas trują te wszystkie urzędowe wytyczne. Przed wstąpieniem do Unii mieliśmy pięciokrotnie bardziej zaostrzone normy dotyczące zawartości szkodliwych związków chemicznych w żywności. Co się stało po wejściu do Wspólnoty? Zalało nas wątpliwej jakości żywnością i nowymi normami pozwalającymi zwiększać nam świetlistość organów wewnętrznych. Wiem, za dużo czytam... Teraz studiuję głód globalny w krajach Trzeciego Świata. Wciągająca lektura, aż ze wstydu jeść się odechciewa - dobra pomoc przy traceniu zbędnych kilogramów. Jesteście zainteresowani?
Wtorek, 31 maja 2016 | 20:32:05 Po wojażach
Kilka dni nad jeziorem z wieloletnią przyjaciółką zakończyło się przyrostem wagi. Niestety! Wracam na pole bitwy, by osiągnąć zamierzony cel 68-69 kg. Hotel i restauracja już za mną, teraz powrót do garkuchni, pieczenie w pocie czoła chlebków gryczanych, pasty z papryki i pieczonego schabu. Smakuje mi ta dieta, nie narzekam. Tylko czasami czasochłonna jest. Dzisiaj ukończyłam pisanie opowiadania z dreszczykiem do antologii grozy. Teraz szacowne Jury zdecyduje, czy można umieścić moje wypociny drukiem w książeczce. Jestem w dwóch antologiach i dwóch międzynarodowych słownikach poetów. Na razie nie wydaję swojej książki, z różnych powodów. Za duże szaleństwo na rynku wydawniczym. Lepiej nic nie wydać, niż zostać pogrzebanym w stosie gniotów. Mam czas. Staram się też o status recenzenta w wydawnictwie. Piszę tego sporo, czytam jeszcze więcej. Publikuję w kilku pismach literackich. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Sobota, 21 maja 2016 | 08:03:15 Jest lepiej!
Poprzedni wpis jest kumulacją z tygodnia, kiedy system nie pozwalał mi na umieszczanie wpisów. Zgłosiłam techniczną usterkę i kochani ludziska usunęli problem. Już jestem z Wami i mogę literacko opisywać swoje szczere przygody z dietą Hashi-szki.
Jak mnie zapewnialiście, początek był trudny, ale im dalej w las, tym lepiej, czarowniej i piękniej.
Dziś rano drgnęła waga! Mam 76,9kg! To zapowiedź dobrego, bo kiedy zgłaszałam się, miałam wagę 77 kg sprzed tygodnia. Potem musiałam wymienić baterę i taką wagę podałam. W pierwszym dniu diety zważyłam się i miałam 77,5 kg. Gdy dopadają mnie głody hipoglikemiczne, tyję szybko i na potęgę. Czyli mogę z czystym sumieniem napisać Wam, że od wtorku 17 maja do dzisiaj 21 maja schudłam 600 g i to duże dla mnie osiągnięcie! Dlaczego? Dotąd katując się i czasami głodując tyłam dalej. Przy diecie bezglutenowej (pierwsza moja w życiu bezglutenka) momentalnie zaczynam chudnąć, i to bez głodowania! Nie odczuwam napadów głodu, moja hipoglikemia zwolniła. Kto mi to może wyjaśnić? Lubię wiedzieć nieco więcej.
Sobota, 21 maja 2016 | 07:52:39 Moje zęby 2
Kilka dni miałam problem z wpisami w komentarzach i na blogu.
Działo się....
Nie zdążyłam z pastą paprykową z bakłażanaem. Zjadłam gotowane szparagi z gałką muszkatołową.
Pasta paprykowa okazała się bardzo dobra, zrobiłam na pstro, jak lubię. Stawiam na półce smacznych past obok cieciorki i bobu. Jednak przeraża mnie sposób prażenia warzyw. Spróbuję następnym razem obrać i rozdrobnić warzywa i ugotować na parze, po czym zdjęć tylko z papryki skórkę. Jeśli się nie uda, blender rozdrobni.
Rankiem nie zdążyłam z jaglanką. Mam do nakarmienia Jagę, Diunę i Funię - moje kochane futrzaki, więc zjadłam to, co przewidziano na drugie śniadanie. Nie rozumiem "łyżeczka tofu". Mam tylko kostkę w woreczku z zalewą. Ukroiłam plaster, polałam miodem i posypałam cynamonem. Łamałam zęby na chrupiącym chlebku gryczanym.
Mm 45 lat i coraz słabsze zęby (ale wszystkie na swoim miejscu!), więc nie chcę ich sobie połamać na chlebku własnego wypieku. Znalazłam przepis na bezglutenowy chleb gryczany i upiekłam. Wyszedł piękny i smaczny bochenek.
Okoń pieczony szybciutko i ze smakiem pochłonęłam.
Schab jest pyszny. Nigdy nie przyprawiałam czosnkiem w ten sposób. Zapach pieczenia był obłędny, mąż krążył wokół pieca niczym tygrys w klatce. Kiedy jego źrenice niebezpiecznie rozszerzyły się na widok rumianej pieczeni wyjmowanej na deskę, chwyciłam za ścierke i przegnałam drapieżnika z kuchni. Po ostygnięciu poczęstowałam go kanapką z mięsiwem i z dzikiego tygrysa syberyjskiego przemienił się w uroczo mruczącego kocurka.
Wtorek, 17 maja 2016 | 20:40:40 Dzień jak co dzień, ale...
... nie taki sam. Omlet jajeczny lubię, czasami frittatę ze szpinakiem. Jedno jest pewne - nie cierpię jaj z pomidorami. Tutaj były pomidory suszone i tofu. Zacznę od pomidorów - suszone nadal nie nadają się według mnie do jaj, bezwzdyskusyjnie! Tofu, owszem lubię, ale jako zagryzkę, zakąskę. Soja obarcza mnie wątpliwościami. Kiedy na myśl przychodzą mi francuskie szczury laboratoryjne z wielkimi guzami wychodowanymi na jedzeniu z roślin GMO. To soja, kukurydza, ziemniaki, może już węcej nasion jest obciążonych zmianami genetycznymi? Omlet z 2 jaj to dla mnie za dużo, połowa wylądowała w misce Diuny. Ponoć zwierzęta mają mądrośc wpisaną w smak. Jajo z pomidorem znikło, tofu zostało wyplute na podłogę z grymasem zniesmaczenia. Coś w tym jest!
Chrupki chleb gryczany smakował mi mimo, że kaszy gryczanej nie lubię. Chleb wyszedł mi za gruby (beztalencie pieczeniowe ze mnie), więc gryzłam ostrożnie, by nie stracić zębów. Po tym świadczeniu do 9.00 nie poczułam głodu. Zjadłam jogurt z jagodami i truskawkami.
Klosiki vel placuszki pomidorowe z kaszą i kapustą modrą z orzechami były syte. Nie będą moim ulubionym daniem, ale mogą być a1ternatywą dla monotonii.
Jogurt z owocami i słonecznikiem - jadałam już i to nie jest dla mnie nowość, zaskoczenie czy rozczarowanie. Lubię ale nie z siną śliwką. Była gruszka. Zapchałam się.
Wieczorem zaserwowałam sobie jogurt ale z pomidorem i szczypiorem. Już dość owoców jak na jeden dzień, bo mi trzustka wysiądzie. Przeszłam na dietę, bo znów wraca mi hipoglikemia. To poważny problem.
Jutro walczę dalej!
Poniedziałek, 16 maja 2016 | 20:02:10 Dziś zaczynam
Dziś zdecydowałam się zacząć przygodę z dietą Hashimoto. Nie jest łatwo. Nie jestem dobra w gotowaniu nowych przepisów. Przydotowuję potrawy na dzień jutrzejszy.
1) Pulpety bezglutenowe ryżem brązowym i surówką z czerwonej kapusty.
Surówka wyszła bez problemu.
Pulpety z kaszy jaglanej i soczewicy sosem - cóż, zamiast pulpetów wyszły mi czerwone płaskie placki i do tego surowe w środku. Sos nie wyszedł wcale, ponieważ w przepisie nie znanaczono które składniki są do pulpetów a które do sosu. Zatem wszystko wymieszałam ze sobą i efekt jest jaki jest. Ktoś zapomniał założyć, że może trafić się całkowite beztalencie kulinarne, które nie wie których składników użyć do klopsów, a których do sosu. No cóż, mam inne zalety. Ale o tym innym razem.
Chleb chrupki bezglutenowy jeszcze w piecu i jest szansa, że coś z niego będzie.
Omlet z tofu i suszonymi pomidorami (polecam pastenę OLE! - zmielone pomidory suszone) będę robić o 6.00. Nie mam czerwonej herbaty. Nie było w sklepie.
Jogurt sojowy - również nie w moim zasięgu, użyję zwykłego, bo co robić? Orzechy włoskie mam, owoce jakieś też się znajdą, ale gruszki i śliwki o tej porze roku to jakaś pomyłka!
To nie będą łatwe 3 miesiące.